piątek, 23 stycznia 2015

Jedni mają swój pokój, inni dom, trzeci mają ogród i basen, a ja? Ja mam weltschmerz.

Może to zły nawyk stawiania zbyt wysokich standardów wobec świata, który przyjmujemy. Prawdopodobnie to  wina ludzi, tych smutnych, nieusatysfakcjonowanych ze swojego życia, tych którzy zamiast mieć wytatuowane Carpe Diem mają tylko pretensje i fajkę w dłoni. 

Dzielimy się na dwie kategorie, przynajmniej w tym podstawowym rozrachunku. Pierwsza to Ci, którzy świat będą 'zmieniać' Ci, którzy zaczynają od siebie od poprawy swojego otoczenia, chodzą na siłownie i zamiast dobrego obiadu jedzą ten zdrowy, bo tak trzeba bo to dobre a instagram ich za to pochwali niebagatelną liczbą serc czy jak kto woli lajków a oni umrą szczęśliwi i spełnieni bo nie widzą niedoskonałości i banalności swojej egzystencji. Nie dostrzegają tego, że wszystko opiera się na zasadzie szablonu, który powielają zamiast oswobodzić się i być wolnymi ludźmi niezależnie od tego jakich wyborów dokonają. 

Jest też druga grupa w, której swoje miejsce zajmuję ja i pewnie jeszcze wielu innych nieukontentowanych światem.
Ważnym atrybutem wyżej wymienionej grupy jest niezadowolenie, dostrzeganie niedoskonałości świata i niemożność radzenia z nią sobie.
Popadanie w  depresje i inne stany apatyczne. Pragnienie odejścia od szablonu. Możliwość porzucenia go i wybór wariacji. Wyselekcjonowanie nieoczywistych dla większości ścieżek, tych, których nie oferuje nam współczesny świat. Niestety często pomiędzy człowiekiem a jego oczekiwaniami powstaje dysonans. Może należałoby odnaleźć gdzieś złotą proporcję, w której  nie popadalibyśmy w skrajności. Skoro możliwe jest zastosowanie jej w malarstwie, rzeźbie czy innych dziedzinach sztuki to dlaczego nie w życiu?
Może wszystko wynika z tego, że oczekujemy niemożliwego a weltschmerz to zwykła depresja i  leczy się go jakąś różową tabletką podaną na srebrnej tacy przez lekarza specjalistę, zwanego psychiatrą. Może to nie świat jest niedoskonały, tylko my.